Emigracja · Tajlandia

Tajlandia – jak tu się mieszka?

To chyba jedno z pytań, które zadaje się mi najczęściej. Pytają znajomi, pytają nieznajomi. Pytają Polacy i nie Polacy. Że Tajlandia na wakacje, to wiadomo – raj na ziemi, ale mieszkać tam (tam czyli tu)? No jak? No właśnie? Więc dzisiaj o warunkach mieszkaniowych.

Wynajęcie lokum w Bangkoku nie jest bardzo skomplikowane. Można to zrobić na milion sposobów, a bynajmniej na kilka – przez agencję, portale pośredniczące, grupy facebook’owe, przez znajomych lub zwyczajnie osobiście – wchodzi się do budynku, który wpadł nam w oko i pytamy o wolne lokale – zazwyczaj bywają. Im bliżej centrum, atrakcji turystycznych lub stacji BTS (skytrain), MRT (metro), tym drożej. My sztuką kompromisu małżeńskiego wynajęliśmy mieszkanie przy samej rzece Chao Phrya – ze względu na dobre połączenie łódkami ze szkołą i pracą. Ile kosztuje mieszkanie? To zależy, czego się oczekuje, bo wachlarz jest szeroki. Jeśli oczekiwania ma się niewielkie, to i koszt będzie dość niski. Najczęściej jednak jakość idzie w parze z ceną. Bywają mieszkania bardzo zapuszczone, z robactwem (tu więcej o robaczkach) i nieciekawymi sąsiadami. A bywają i lepsze. Współdzielenie mieszkania czy też pokoju z kimś wyjdzie najtaniej. Im większe oczekiwania, tym wyższa cena. Samodzielne mieszkanie (studio, 1-bedroom) w jakiejś rozsądnej lokalizacji, z rozsądnymi warunkami to koszt od 7-10 tys. bahtów w górę. Przy tym zwracam uwagę na to, że nie w każdym lokum jest kuchnia – po co w Bangkoku kuchnia, jak można jeść na ulicy i to całkiem niedrogo. Gotowanie w takim upale to i tak mordęga. Tym bardziej, że w tym pomieszczeniu zazwyczaj nie ma klimatyzacji. Dlaczego? Jeśli ktokolwiek ma gotować, to służba, ale o tym zaraz.

Najczęściej mieszka się w condo – condominium, bloku, wieżowcu, drapaczu chmur – nie wiem jeszcze jak to ustrojstwo nazwać. Zwyczajowo budynku pilnują strażnicy. Oni też pomagają mieszkańcom, wołając taksówki z ulicy, pomagając wnosić zakupy/wózek, otwierając drzwi, wołając windę, itd. Za takie drobne usługi można ich uszczęśliwić drobnym napiwkiem. My nie zbiedniejemy, a oni mają na lunch. Tym bardziej, że jakoś dużo nie zarabiają. Ja na naszą obsługę budynku narzekać nie mogę, bo naprawdę są bardzo mili i uczynni. Na parterze znajduje się recepcja. To właśnie tam należy się zameldować, jeśli kogoś odwiedzamy. W większości kondominiów znajduje się basen i siłownia. Bywają jeszcze inne atrakcje dla mieszkańców. U nas znajduje się  jeszcze kort tenisowy, boisko do kosza, kort do squasha, sauna (tak, w Tajlandii), pokój gier (bilard, szachy) i pokój konferencyjny. Inne miejsca mogą mieć inne udogodnienia. Ktoś powie – ale luksus! Szczerze? Z większości tego nikt nie korzysta. Największą popularnością cieszy się basen. Ale nie żebym widywała tam tłumy. Najczęściej są to nasi znajomi Rosjanie plus starszy pan, który pływa regularnie rano i wieczorem. Czasami spotykam kogoś też na siłowni, ale tłumów też tam nie ma. Tak ogólnie to ja rzadko widuję moich sąsiadów. Przez długi czas myślałam, że mieszkamy tam sami, a nasz condo to dwie bliźniacze wieże po 33 piętra każda. I dopiero kiedy w okolicy świąt Bożego Narodzenia dostaliśmy zaproszenie na kolację świąteczną, okazało się, że ktoś tam mieszka. W windzie nadal ciężko kogokolwiek spotkać.

Warunki mieszkaniowe bywają różne. Można tu uogólniać, ale należy pamiętać, że w Bangkoku mieszka ponad 8,5 miliona ludzi, więc mieszkań też jest mnóstwo. W naszym przypadku liczyła się przede wszystkim lokalizacja – dogodna ze względu na szkołę i pracę. I tak staliśmy się mieszkańcami ogromnego mieszkania, które jest prawie 10 razy większe niż nasze pierwsze mieszkanie w Gdańsku… I ponoć takie spore mieszkania tutaj to standard. Wszystko fajnie, ale sprzątanie tej powierzchni to mordęga. Każda sypialnia ma oddzielną łazienkę. Do tego jest jeszcze toaleta przy salonie. Wszystkie pomieszczenia są klimatyzowane, chociaż my klimy staramy się nie używać. Po pierwsze średnio to zdrowe, po drugie średnio to tanie, po trzecie life is hard, po czwarte wierzę, że skoro woda ze mnie wychodzi, to przy takich temperaturach wyjdzie i tłuszcz. Kuchnia, jak już wspomniałam, klimatyzacji nie ma. Nie ma, bo z założenia gotować i sprzątać powinna pomoc domowa. W niektórych miejscach sprzątanie wliczone jest w czynsz. Jest to tak popularne, iż w  większości mieszkań jest zawsze zaplanowany pokoik dla maid. Ma ona również swoją oddzielną łazienkę. U nas rolę Marysi pełnię ja, a pomieszczenie zostało zaadoptowane jako pokój do ćwiczeń. I tutaj też kilka słów wyjaśnienia. Na początku też się śmiałam z faktu, że ktoś może mieć sprzątaczkę. Ale w Tajlandii nie jest to żadna ekstrawagancja. Miesięczny koszt takiej usługi to 8000 bahtów (w górę) plus wyżywienie, bo pamiętać trzeba, że mieszka ona z domownikami. W Tajlandii to dość popularne. Wręcz nieposiadanie maid/niani/szofera (już o samochodzie nie wspomnę) jest dla Tajów dziwne. Dlaczego tak? Bo świadczy to o ich statusie. Bogatszy Taj ma służbę, a biedniejszy nią jest. Podobnie jest z Hindusami. Przynależność do danej kasty wręcz wymaga posiadanie służby w domu. Gościłam kiedyś jedną mieszkankę Indii, która była tak zdziwiona brakiem pomocy domowej, że upewniała się kilka razy, czy dobrze zrozumiała moją odpowiedź.

Co jeszcze warto wiedzieć? Jest prąd, jest woda, jest internet, jest telewizja. Czasami odnoszę wrażenie, że oglądanie tv dla Tajów to sport narodowy. Ostatnio widziałam na targu warzywnym całkiem spory telewizor. Są pralki automatyczne, więc nie trzeba prać w rzece – aczkolwiek bezdomni tam się myją i piorę swoje rzeczy. Swoją drogą, dodam, że nigdy nie spotkałam tutaj śmierdzącego człowieka. Nigdy! A byłam w ciąży, więc mój zmysł węchu był bardzo wyczulony. Wracając do pralki, dodam, że pralka i suszarka najczęściej nie stoją w części mieszkalnej, a na zewnątrz mieszkania, na świeżym powietrzu. W porze deszczowej trochę tam deszcz hula, ale jeszcze nigdy się nic nie stało. Jedyne, co mi przeszkadza w tym całym mieszkaniu to wspomniane mimochodem robaki. Pisałam o nich już wcześniej, więc nie będę roztrząsać tego tematu po raz drugi. Dodam tylko, że wyższy czynsz wcale nie oznacza brak towarzystwa w postaci karaluchów. Może bywa ich mniej, ale nadal odwiedzają chętnie domostwa. Oczywiście można korzystać z usług opryskiwania domostwa środkami chemicznymi, ale jak się ma pełzające towarzystwo w postaci małego dziecka, to średnio mi się to wydaje bezpieczne. Zresztą, karaluchy to nic, biorąc pod uwagę, że do mieszkańców domków przychodzą węże. I to nie jakieś zaskrońce, które można do serca przytulić, ale prawdziwe pytony.

To jak się mieszka? Dziękuję. Znośnie.

img_7677_1
Tu się też mieszka. 
IMG_9437
I tutaj.
IMG_20150116_141236
Drapacze chmur przy rzece Chao Phryha.
IMG_20150606_115345
Tu mieszkam.
IMG_20151017_122030
A tu się chlupię.

5 myśli na temat “Tajlandia – jak tu się mieszka?

  1. Umieram ze smiechu i widze podobienstwa z Dubajem. Z tym, ze w tym ostatnim bez klimy ani rusz! Maids, metraz mieszkania, condominium (tutaj z angielska jednak nazywane appartments), czy domki w kupie czyli compounds, z obowiazkowym basenem i z silownia… W 12-domkowym compound jestem jedyna, ktora nie ma maids… Jak to slyszalam w domu rodzinnym – raczki mi do tylka nie przyrosly, wiec zajmuje sie dzieciakami, sprzatam, gotuje, I w dodatku „bywam” z mezem, robiac sie na bostwo, bo inaczej nie wypada… A, I dozorca jest, tzw. watchman, ktory za dodatkowa oplata myje samochody 2-3 razy w tygodniu i za drobna monete przynosi mi zakupy z samochodu do domu… Co do fauny – mizerniutko. Nie, zebym tesknila, bron Boze! Poza niepozadanymi karaluchami (mamy szczescie – nie mamy!), mrowkami i dzikimi dachowcami (koty), ktore chodza mi po ogrodku – pustynia.

    Pozdrawiam Cie serdecznie i bede sobie odwiedzac Twojego bloga, zostawiajas czasami komentarze (wstecznie tez, bo mam do „nadrobienia” pol roku Twoich wpisow.

    Polubienie

Dodaj komentarz