Każdy człowiek ma jakieś marzenia. Przynajmniej ja tak myślę i w to wierzę. Człowiek bez marzeń jest jak żaglówka dryfująca po oceanie bez określonego celu podróży. Ja jestem prostym człowiekiem, ale marzeń mam mnóstwo i zawsze tak było. Na szczęścia nic one nie kosztują… Żadna ze mnie miss, więc nie napiszę, że marzę o pokoju na świecie i żeby wszystkie dzieci miały pełne brzuszki. Nie dlatego, że komuś źle życzę, wręcz przeciwnie. Po prostu nie wierzę w mrzonki. Zamarzyłam więc kiedyś, by zobaczyć to miejsce. By postawić tam swoją stopę o poranku. I przejść się. Cieszyć się widokiem i chłonąć każdy moment. Nigdy bym nie przypuszczała, że mi, prostej dziewczynie z małej wioski, uda się to marzenie zrealizować.
Brooklyn Bridge czyli Most Brokliński, bo to dzisiejszy bohater mojego wpisu, jest jednym z najstarszych mostów wiszących na świecie. Przecinając rzekę East River, łączy ze sobą dwie nowojorskie dzielnice – Manhattan i Brooklyn. Budowa tego 1834 metrowego mostu trwała 13 lat, pochłonęła 27 istnień ludzkich, a kosztowała, jak na tamte czasy fortunę, bo aż 15,5 mln dolarów! Oficjalne otwarcie z wielką pompą nastąpiło 24 maja 1883 roku i od tego czasu służy Nowojorczykom. Kiedyś obsługiwał ruch konny i trwamwajowy, dziś natomiast jest ma sześć pasów ruchu dla samochodów, nad którymi znajduje się chodnik dla pieszych i rowerzystów.
Most Brooklyński jest ikoną wpisaną w pejzaż Nowego Jorku. Dla mnie na równi ze Statuą Wolności (która mnie osobiście dość mocno rozczarowała) czy dawnymi wieżami World Trade Center. I chyba z obrazami z tego fatalnego dnia – 11 września 2001 – kojarzy mi się najmocniej.Setki przerażonych Nowojorczyków uciekających z Manhattanu, a w tle dymiące się dwie wieże… Myślałam dzisiaj o tych wydarzeniach, podziwiając niesamowity widok z tego mostu na Manhattan. Dziś, niemalże w tym samym miejscu, unosi się One World Trade Center.
I było tak, jak sobie wymarzyłam… Wczesnym rankiem, bez zbędnych tłumów strzelających sobie selfie. W towarzystwie biegaczy, rowerzystów i spokojnych spacerowiczów. Za to z przepięknym widokiem na Brooklyn, Manhattan i East River. Wdychałam z radością każdy moment. Było zimno, wietrznie, lekko ponuro, bo słońce bardzo nieśmiało wyglądało zza gęstych chmur. Było cudownie. Poszwędaliśmy się po Brooklynie, spiliśmy gorącą kawę w jednej z kawiarni, a następnie krążąc jeszcze uliczkami, ruszyliśmy w drogę powrotną. I to niesamowite jak w ciągu półtorej godziny wypełzło to robactwo z telefonami, aparatami i innym sprzętem. Pojawili się też artyści oferujący swoje rysunki. Przy okazji trafiliśmy na jakiś marsz wspierający walkę z Alzheimerem. I nawet te tłumy nie przeszkadzały w dalszym podziwianiu widoków.
Warto marzyć…
Piekne zdjecia…
A ilez mam ulubionych piosenek zwiazanych z tym mostem …
🙂
PolubieniePolubienie
Dziękuję. A zdjęcia jak zwykle telefonem. 🙂 Jakoś ciężko mi lustrzankę nosić.
PolubieniePolubienie
„…lecz na drugą stronę głową przebić się przez obłędu los – to jest dopiero coś!”
Ha! 😉
PolubieniePolubienie
Widzę, że nie tylko ja mam skojarzenia z SDM. Jak miło. 🙂
PolubieniePolubione przez 1 osoba
No ba! Sted i SDM to pół mojej młodości. Nawiasem mówiąc potrafię całkiem nieźle zagrać kilka motywów z repertuaru starego SDM-u – niedawno nawet wrzuciłem próbkę na bloga. W wolnej chwili zapraszam do odsłuchania. Możesz się pochwalić ile melodii rozpoznajesz 😉 https://xpil.eu/brzdak-brzdak-v-2-0/
PolubieniePolubienie
Kawałek odsłuchany. Z tytułami trochę u mnie na bakier, chociaż sporo rozpoznaję. Pomyślę wieczorem. Tylko jedno nie daje mi spokoju – „Z nim będziesz szczęślisza” tam słyszę? 🙂
PolubieniePolubienie