Emigrantka · Polka

Drugi sort

Jakieś zmęczenie swojego materiału odczuwam. Zrzuciłabym to karb przesilenia wiosennego, ale przecież u nas nie ma wiosny. Tak czy inaczej – przelewa się czara goryczy i jakoś muszę dać upust swojej irytacji. Jak śpiewał kiedyś mistrz Stuhr: Czasami człowiek musi, inaczej się udusi… Co prawda on o czym innym, ale mniejsza z tym. Z orędziem do narodu więc dzisiaj. Wszak dawno temu chciałam zostać prezydentem.

W Polsce nie mieszkam już od 7 lat. Nie mieszkam – co nie znaczy, że mam do niej stosunek obojętny. Wręcz przeciwnie. Polska zawsze będzie mi bliska. W niej się urodziłam, w niej wychowałam. Umierać jeszcze nie zamierzam, więc nie napiszę, że tam umrę. Fakt, że w niej nie mieszkam, nie czyni mnie przecież obywatelem innego kraju. Czytam, oglądam, słucham i coraz częściej oczy przecieram (uszy też) ze zdumienia. Jakim cudem – my, naród (wielkie słowa wypowiedziane kiedyś przez tego, którego nazwisko budzi grozę niczym Voldemort w Harrym Potterze) tak bardzo wzajemnie się nienawidzimy? Każdego dnia przez serwisy społecznościowe, informacyjne, rozrywkowe czy biznesowe przelewa się tsunami, bo to już nie fala, nienawiści. Każdy (KAŻDY) powód jest dobry do tego, żeby drugiego wyzwać od POpaprańców, POmyleńców, PISiorów, PISuarów, pejsatych, pedałów, kozogwałcicieli czy końskich mord, nie mówiąc już o downach czy głuchoniemych, bo to już poniżej wszelkiej krytyki. I to niezależnie od poglądów politycznych, wyznania, sumienia czy ilorazu inteligencji.

Rozumiem, że nielubienie sąsiada ma swoje korzenie i w historii, i w kulturze, i w mentalności polskiej. Wszak – sąd sądem a sprawiedliwość musi być po naszej stronie. Jednak czy nie wymknęło się to troszkę spod kontroli? Przecież nawet Kargul z Pawlakiem potrafili znaleźć płaszczyznę porozumienia. A tu w momencie, kiedy w prezydenckiej limo pęknie opona, pół narodu ubolewa, że nic się nie stało, a drugie pół szuka trotylu lub mówi, że to wina Tuska.

Prawie 90% Polaków to katolicy – przynajmniej w teorii. A dziś nawet słowo katolik wydaje się być słowem o zabarwieniu pejoratywnym. O przepraszam, nie katolik – katol i zaraz potem musi paść w tym samym zdaniu magiczne słowo PiS. Zaszliśmy tak daleko, że nazywamy kogoś (lub siebie) lepszym/gorszym/pierwszym/drugim sortem, nie mając pojęcia, jaki jest pierwowzór tych słów. Tak, my naród, który przez tyle lat walczył o wolność, równość i demokrację. Kiedyś mówiło się o Polsce A i B. A teraz to już chyba można cały alfabet wymienić i do każdej literki przyporządkować jakiś przydomek.

Więc – Narodzie Drogi – kochajmy się i jednoczmy. Nie tylko w obliczu tragedii narodowych. Nie tylko, kiedy umrze nam papież. Nie tylko jak Tupolew zahaczy o brzozę. Codziennie, nie od święta. Z uśmiechem i radością, a nie z granatem w kieszeni. Śmiejmy się, kiedy jest śmiesznie – bez zbędnego dorabiania teorii. Bez opowiadania się za panem Maćkiem czy panią Krysią, oponą czy zamachem. Płaczmy, kiedy jest smutno. Bez spięcia i napięcia. Przenieśmy teorię z filmików na youtubie o miłości, zrozumieniu, tolerancji na praktykę.

A teraz… A teraz do dzieła – haters gonna hate. Uprzedzam – nie jestem ani POpaprańcem, ani PISuarem. Jakoś jeszcze się nie narodził, który by mi dogodził – przynajmniej politycznie i przynajmniej ostatnio. Z dumą noszę polską głowę, ale nie biorę udziału w wyborach, od kiedy w niej nie mieszkam. Jakoś mam przekonanie, że skoro nie wybieram dla siebie, to innym nie będę robić…dobrze (albo źle). Zresztą, to nie polityka ma być nam bliska, ale drugi człowiek. W tym przypadku Polak.

A na zdjęciu moja polska flaga. Wieszam zawsze 3 maja (w zasadzie 2) i 11 listopada. Dla siebie. Nie dla sąsiadów. A jak już mowa o sąsiadach. Akurat Święto Niepodległości zbiega się z naszym świętem rodzinnym, czyli rocznicą ślubu, którą obchodzimy 12 listopada. Mój sąsiad we Włoszech był przekonany, że to z tej okazji co roku wywieszam flagę…

IMG_2878

Dodaj komentarz